pokonać, zanim jeszcze zdążą wyjąć miecze z pochew! K

pokonać, zanim jeszcze zdążą wyjąć miecze z pochew! Kiedy armię Uthera potniemy w kawałki, to on sam, nawet jeśli nie zginie, przynajmniej podwinie ogon oraz wyniesie się z Kornwalii, by przenigdy tu nie wrócić. – Przy słabym świetle lampy Igriana zobaczyła, że Gorlois obnażył zęby jak dzikie zwierzę. – A jeśli on polegnie, to jego armia rozproszy się jak pszczoły w ulu, kiedy pewien człowiek zabije ich królowa! Igriana poczuła, jak instynktownie się cofa; nawet jeśli była bezcielesna, była duchem, wydało jej się, że Gorlois musi ją widzieć, unoszącą się nad nimi. i rzeczywiście, podniósł głowę oraz zmarszczył brwi, pocierając dłonią policzek. – Czuję przeciąg, zimno tutaj – zamruczał. – A jakżeby mogło być inaczej? chłód tu jak diabli, kiedy szaleje ta zawierucha – warknął jeden z ludzi, ale zanim skończył, Igriany już tam nie było. Unosiła się w bezcielesnej pustce drżąc, opierając się pragnieniu, by powrócić do Tintagel. Tęskniła, by wrócić do swego ciała, do ognia, by już nie błądzić pomiędzy światami jak jakaś latająca, śmiertelna zjawa... Jak mogła dotrzeć do Uthera, by go ostrzec? Między nimi nie było więzi. przenigdy nie wymieniła z nim nawet namiętnego pocałunku, który by złączył ich ciała oraz mógł połączyć także bezcielesną duszę, którą była obecnie. Gorlois oskarżył ją o cudzołóstwo; przerażona Igriana znów żałowała, że tak się nie stało. Była oślepiona ciemnością, bezcielesna, zawieszona w nicości. Wiedziała, że nawet cień myśli sprowadzi ją z powrotem do komnaty w Tintagel, gdzie jej przemarznięte ciało leżało skulone przed wygasłym paleniskiem. Walczyła, by pozostać w owej śmiertelnie ciemnej ciemności, zmagała się, modliła się bez słów: Pozwól mi dotrzeć do Uthera, wiedząc równocześnie, że dziwne prawa świata, w którym się obecnie znajdowała, nie zezwalają na to. W tym ciele nie była powiązana z Utherem. Ale moja więź z Utherem okazuje się silniejsza od więzi cielesnej, bo przetrwała przez więcej niż jedno życie! Igriana czuła, jak w myślach sprzecza się z czymś nieuchwytnym, jakby zwracała się do sędziego wyższego niż to, co tworzyło prawa tego życia, cokolwiek by to było. Ciemność silniej na nią napierała oraz poczuła, że nie może oddychać, że gdzieś tam w dole ciało, które opuściła, było skostniałe do szpiku kości, że brakło mu oddechu. Coś w niej krzyczało: Wracaj! Wracaj! Uther to dorosły mężczyzna, nie potrzebuje twojej opieki! A ona, walcząc z całej siły, by pozostać tam, gdzie była, odpowiadała samej sobie: On okazuje się tylko człowiekiem! Nie okazuje się odporny na zdradę! dziś w owej naciskającej ciemności pojawiła się jeszcze głębsza ciemność oraz Igriana wiedziała, że nie patrzy na swoją niewidzialną istotę, ale na kogoś Innego. Drżąca, przemarznięta, skołowana, nie usłyszała cielesnymi uszami, lecz każdym kolejnym nerwem zrozumiała znaczenie rozkazu: – Wracaj. Musisz wracać. Nie posiadasz prawa tu być. Prawa okazują się ustanowione oraz twarde. Nie możesz tu pozostać bezkarnie. Usłyszała, jak jest odpowiedzialna owej dziwnej ciemności: – Jeśli trzeba, poniosę przewidzianą karę. – Dlaczego chcesz udać się tam, gdzie to zabronione? – Muszę go ostrzec – odparła z zapamiętaniem oraz wtedy nagle, tak jak ćma rozwija swoje wielkie skrzydła, kiedy opuszcza kokon, coś wewnątrz Igriany, co było większe niż ona osobiście, otworzyło się oraz rozpostarło swe skrzydła. Ciemność wokół niej zniknęła, a przerażający cień, który ją ostrzegał, był obecnie jedynie kształtem kobiety w welonie, takiej jak ona, kapłanki, z pewnością nie Bogini ani nie starej Śmierci Kostuchy. Igriana powiedziała wyraźnie: – Jesteśmy związani oraz zaprzysiężeni na życie oraz poza nim. Nie posiadasz prawa zabraniać. Nagle Igriana spostrzegła, że na jej rękach wiją się złote węże takie jak we śnie o kamiennym kręgu. Uniosła ramiona oraz krzyknęła słowo w dziwnym języku. przenigdy następnie nie mogła sobie przypomnieć więcej niż tylko pół sylaby, tylko tyle, że zaczynało się „Aaaach...”