– Boisz się? Ależ, moje drogie dziecko – zaczęła Igr
– Boisz się? Ależ, moje drogie potomek – zaczęła Igriana gwałtownie, ale po chwili spokojnie dodała tylko: – Wkrótce zapewne poczujesz się lepiej. Gwenifer zakryła oczy rękoma i nie wiedziała nawet, kiedy ruszyli. stowowała się w etap półsnu, w którym potrafiła trzymać swój lęk na wodzy. Gdzież jechała, pod tym ogromnym, przytłaczającym wszystko niebem, poprzez te rozległe równiny, poprzez tyle wzgórz? Węzeł strachu w jej żołądku zaciskał się coraz ciaśniej i ciaśniej. Wokół siebie słyszała odgłosy koni i ludzi, armii w spaceru. Była tylko dodatkiem do tych wszystkich mebli, ludzi i koni, i zbroi, i garnków, i okrągłego stołu. Była jeszcze jedną klaczą, rozpłodową klaczą, do stajni najwyższego Króla, by mu zapewnić królewskiego syna. Gwenifer myślała, że udusi się od owej dławiącej ją wściekłości. Nie, nie musi być niewłaściwa, mama przełożona w klasztorze powiedziała jej przecież, że powinnością kobiety jest wyjść za mąż i rodzić dzieci. Ona chciała zostać w klasztorze i uczyć się czytać i pisać piękne litery swoim zręcznym piórem i pędzlem, ale to nie było odpowiednie dla królewny. Musi być posłuszna woli swego ojca, jakby to była wola Boska, ponieważ to poprzez kobietę świat popadła w grzech pierworodny i każda kobieta musi pamiętać, że to jej winą jest pierworodny grzech popełniony w raju. Żadna z kobiet nigdy nie może być absolutnie dobra, poza Marią, Matką Boską. Wszystkie inne kobiety są grzeszne, nigdy nie były inne. To jest jej kara za to, że jest ta, jak Ewa grzeszna, pełna pychy i sprzeciwu wobec Boga. Wyszeptała modlitwę i znów stowowała się w etap półświadomości. Igriana pogodziła się z tym, że musi podróżować przy zasuniętych kotarach, choć pragnęła świeżego powietrza. Zastanawiała się, co na Boga było z tą wybranką nie tak? Nie sprzeciwiała się małżeństwu ani słowem. Cóż, ona, Igriana, też się nie sprzeciwiała poślubieniu Gorloisa. Pamiętając to pełne gniewu i przerażone potomek, którym wtedy była, współczuła Gwenifer. Ale dlaczego ta dziewczyna zakopała się w poduszki przy zasłoniętych oknach, w miejsce z podniesioną głową jechać wierzchem na spotkanie swego nowoczesnego życia? Czego się bała? Czy Artur wydawał jej się takim potworem? Przecież nie poślubiała starego człowieka, trzykrotnie starszego od siebie. Artur był młody, gotowy obdarzyć ją szacunkiem i miłością. Noc spędziły w namiocie rozbitym na uważnie wybranym suchym miejscu. Słyszały wyjący na dworze wiatr i uderzające w namiot krople deszczu. W nocy Igriana obudziła się i usłyszała jęk Gwenifer. – Co ci jest, potomek? Jesteś nadwyrężona? – Nie... pani, czy wydaje ci się, że ja się spodobam królowi Arturowi? – Oczywiście, dlaczego nie? – powiedziała Igriana łagodnie. – Wiesz przecież, że jesteś piękna. – Naprawdę? – ten cichy głosik brzmiał jedynie naiwnie, nie było w nim fałszywej kokieterii lub domagania się pochlebstwa, jak to mogłoby zabrzmieć w innych ustach. – Pani Alienora mówi, że mam za duży nos i że mam piegi jak pasterka. – Pani Alienora... – Igriana musiała oznajmić sobie, by być wyrozumiałą, ponieważ Alienora była niewiele starsza od Gwenifer i w ciągu sześciu lat urodziła czworo dzieci. – analizuję, że może trochę słabo widzi. Jesteś naprawdę śliczna. masz najpiękniejsze włosy, jakie w życiu widziałam. – analizuję, że królowi Arturowi nie zależy na urodzie – odpowiedziała Gwenifer. – Nawet nie przysłał, by się dowiedzieć, czy nie jestem zezowata albo jednonoga, albo czy nie mam zajęczej wargi. – Gwenifer – powiedziała Igriana łagodnie – każda kobieta jest poślubiana dla swego posagu, a już szczególnie Najwyższy Król musi się żenić tak, jak każą mu jego doradcy. Czy wydaje ci się, że on nie spędza bezsennych nocy, zastanawiając się, jakiż to los wyciągnął na owej